Gabriel jak ten biblijny anioł stróż przemieszczał się od pomieszczenia do pomieszczenia w poszukiwaniu czegoś, czego przecież od lat tam już nie było. Coś sobie przypomniał, tkwiło to w nim od lat wyzwalając na zmianę gorączkę i stany totalnej apatii społecznej. Przełknął ślinę zbyt głośno by mogło to pozostać niezauważonym. Patrzyła na to wszystko co wydarzyło się podczas ostatnich sześciuset lat jego wampirzej egzystencji, spoglądał i nie poznawał bo miedzy prawda a bogiem zmienili się. Gdzie podziała sie Brin rzucająca wokoło mięsem, skora do bojek i katastrofalnych w skutkach afer. Gdzie podział się Marcus co sekundę grożący komuś śmiercią, gdzie Marcus ktory dla zabawy smyrał opuszkami palców Claire by moc ją rozdrażnić swoją własną osobą. Gdzie słodka urocza Clarita mądra rozważna, na siłę starająca się wszystkich rozbawić dziwnymi uwagami ktore na swój sposób były słodkie, pozbawione żałosnej nutki codzienności. No i na końcu gdzie Gabriel, ten stary poczciwy Gabriel ktory rozniósłby cale to towarzystwo w momencie w którym ktokolwiek raczyłby zwrócić mu uwagę. W kieszeni jego spodni wciaz tkwiła mała pomięta, żółta zaplamiona karteczka złożona na cztery. Rozwinął ją drżącą dłonią
"Z każdym dniem pokazujesz mi, że już nie warto. lubiłam cię poznawać, z każdym spotkaniem i każdą naszą rozmową nadawałam ci nowe cechy, dziś żałuję, że cię tak wyidealizowałam. straciłeś mnie bezpowrotnie, ja zaś boję się, że bezpowrotnie stracę sens, że życie nie będzie już takim jak było podczas naszego trwania. Wiesz? czasami będąc samą zastanawiałam się jak to możliwe, że pomimo tylu różnic dajemy rade przenosić góry. Teraz dopiero to zrozumiałam, w tym wszystkim nigdy nie było naszej dwójki, zawsze liczyliśmy się podwójnie. Ja miałam swoje drugie serce i ty je tez posiadałeś. tylko, ze to moje rozleciało sie, pękło, przelało krew brodząc jasny snieg. Nie powiem, ze to twoja wina, sam o tym wiesz i on tez powinien wiedzieć a skoro nie potrafisz przyznać sie przed własnym sercem jak ja mam Ci zaufać? "
Tak, nigdy się nie przyznał do błędu. Stracił już za wiele by pozwolić sobie na ostateczny cios. Podniósł głowę zerkając w przestrzeń tuż przed sobą. Momentami, podczas tych wszystkich samotnych rozmyślań czuł się naznaczonym, czuł gdzieś tam pod żebrami, że w którymś momencie owej wędrówki stracił wszelkie tropy mogące doprowadzić go do przeszłości, do brata. Gdy była jeszcze Beatrice to ona stawiał go do pionu, z łatwością wyłapywała każde najdrobniejsze zmiany jego samopoczucia i walczyła z nimi jak lwica broniąca swoje młode. i to sie rozpadło. Bo na dobra sprawę Gabriel nie potrafił być z nikim, on uciekał, bał się otwarcia i przywiązania., tylko z siostrami Meadowes wyglądało to z deczka inaczej. One- jakkolwiek absurdalnie miało to brzmieć były jego dziećmi, a dzieci się nie opuszcza, dzieci ma sie przy sobie na dobre i na złe. Dlatego wciąż tu był choć już wielokrotnie pragnął odejść - zostawał by o nie dbać, by dawać im ta ckliwą świadomość, że będzie zawsze. Dziwne wcześniej nigdy z własnej woli nie pisałby się na niańczenie obcych sierot. Może czuł się samotny a może to wszystko wydarzyło się przez te chorobliwe wyrzuty sumienia? To ostatnie było całkiem prawdopodobne, on jeszcze nie pogodził się z faktem, że to z jego winy Marcus stał się tym kim był. Cóż jakkolwiek by tego nie rozkładał na czynniki pierwsze nie przychodziło mu do głowy żadne odpowiednie rozwiązanie owej sytuacji. Musiał się przewietrzyć, zaczerpnąć świeżego powietrza. Dac ponieść się przed siebie bez zbędnych myśli zaprzątających głowę. Wstał, zarzuciła na ramiona wypłowiałą skórzana kurtkę Wychodząc przez próg nawet nie obejrzał się za siebie.
Alejka